poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział czwarty

      Szłam ciemną uliczką na przód, nie obracając się za siebie. Moje oczy były skierowane w jeden punkt, nie wiedziałam co to jest, ale maleńkie światło przyciągało mnie. Usłyszałam szept, rozejrzałam się, jednak na ulicy nikogo nie było. Przestraszyłam się, lecz ciągle szłam do przodu, tylko szybciej. Mój cel nie przybliżał się, jednak czym szybciej szłam tym bardziej się oddalał, a ja nie mogłam nic zrobić. Zaczęłam biec, nogi plątały mi się, a włosy przyklejone do czoła utrudniały widoczność. Poczułam ogromne zmęczenie, miałam poczucie, że z każdym krokiem robię się coraz cięższa. 
- Nie rób tego, musisz zawrócić - usłyszałam głęboki męski głos, na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Przystanęłam i spojrzałam do tyłu, jednak nikogo tam nie było. - Oni cię teraz nie przyjmą, nie jesteś jeszcze gotowa. Zawróć. - w moich myślach zapanowała pustka i przerażenie. Rozpaczliwe szukałam kogoś lub czegoś. Poczułam, że po moich policzkach spływają łzy, a ciało trzęsie się z przerażenia.
- Nie! Nie mów mi co mam robić! - krzyknęłam jak najgłośniej umiałam - Muszę się tam dostać!
- Mylisz się kochanie, oni cię teraz nie przyjmą. Za wcześnie na to. Zawróć. - jego głos zabrzmiał trochę bardziej stanowczo, a echo ślepo niosło ostatnie słowo. 
- Nie.. - powiedziałam po cichu, byłam pewna, że i tak to coś usłyszy co mówiłam. Zaczęłam biec jeszcze szybciej, jak nigdy w życiu. Nogi niosły mnie sprawiając, że nic nie czułam. Determinacja? Być może. 
Nagle ktoś złapał mnie za łokieć sprawiając, że upadłam. Tylko nie na ziemie, w czyjeś ramiona - na pewno jakiegoś mężczyzny. Nie zdążyłam spojrzeć na jego twarz, ponieważ od razu mnie do siebie przytulił, czułam tylko jego mocno zaciśnięte ramiona i niesamowity zapach ziemi i mięty.
- Teraz nie odejdziesz, to jeszcze nie pora. - cicho szepnął mi do ucha, a ja poczułam, że spadam.
 "Nie bój się" było ostatnimi słowami jakie usłyszałam.
Obudziłam się roztrzęsiona i spocona. Po raz kolejny śnił mi się ten sam sen. Problem w tym, że nie mogłam wybudzić się z niego szybciej niż po tym jak czułam, że spadam, a tajemniczy chłopak zapewniał mnie, że będzie dobrze. Może wyjdę na wariatkę, ale interesowało mnie kim jest ta osoba, która kazała mi wracać i gdzie zmierzałam. Miałam wiele pytań, ale kogo miałam się zapytać o odpowiedź? Przecież nie powiem Eve, że mam jakieś dziwne, ale realne sny. Pierwszy raz przyśniło mi się to po tym jak byłam na stołówce. Minęły cztery dni, a ja nie wychodzę z pokoju. Czuje się bezpiecznie tylko na tym łóżku, wszyscy się o mnie martwią, chyba nie potrzebnie. Poprosiłam pielęgniarki, by nie wpuszczały tu nikogo z mojej rodziny lub przyjaciół. Odizolowałam się, może nie słusznie, ale czułam, że stanie się coś złego.
- Już wstałaś?! Okej, to może idziemy dziś gdzieś, co ty na to? - do pokoju wpadła Eve w swoim "sportowym" stroju, składał się zawsze z szarych lub czarnych leginsów, obcisłych bluzek-bokserek, frotki na prawej ręce i butów z nike. Wyglądała zjawiskowo, ponieważ jej figura była dosłownie idealna. Była chudziutka, ale nie przypominała tak zwanej dechy. Miała biodra, cycki i talie osy. Podejrzewam, że dobrze o tym wiedziała, jednak chciała wyglądać jeszcze lepiej, dlatego w każdy wtorek i czwartek biegała.
- Jak widzisz tak. - uśmiechnęłam się do niej słabo -  nie chce nigdzie dziś iść, wybacz.
- Okej, ale kochana, to już trochę długo jak tak tu leżysz. Trzeba się ogarnąć i coś ze sobą zrobić. - jak zawsze stanowcza i bezpośrednia.
- Obiecuje, ale potem, jak wrócisz dobrze? - spytałam z nadzieją, że zobaczy poza murami szpitala fajnego chłopaka, a jak wróci zamiast mnie męczyć, zacznie gadać o nim. Dziewczyna po paru próbach w końcu się poddała i wyszła. Zadowolona z siebie położyłam się na boku obserwując Eve z okna, widziałam jak wybiega na asfalt i zaraz znika. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia, obróciłam się ze strachem i zamarłam. Za mną stał Luke.
- Co ty robisz?! Jak tutaj wszedłeś? - powiedziałam roztargniona, byłam pewna, że nikt tu nie może wejść. Nie dość, że to oddział zamknięty, to jeszcze żeby tu przyjść, musiał pokonać cały korytarz omijając przy tym dwie salki pielęgniarek, które widziały chyba dosłownie wszystko, ale jak widać Luke był ponad to.
- Bardzo długo czekałem na nasze kolejne spotkanie, a ty mnie tak witasz? Gdzie wielki uśmiech? - Powiedział uśmiechając się i dźgając mnie w lini żeber, a ponieważ miałam tam łaskotki, cicho zaśmiałam się.
- No tak, przepraszam. Tęsknię za tobą, ale teraz mam jakieś gorsze dni. - wyjaśniłam mu. Nie chciałam by pomyślał, że nie chce się z nim widzieć czy coś.
- Wiem, obserwowałem cię - okej, zaskoczenie, co to miało znaczyć, mówił poważnie? - musiałem czekać do cholernego wtorku, by Cię tu samą złapać - jego twarz stężała, nie uśmiechał się czyli na pewno mówił poważnie.
- Co ty mówisz? O co chodzi? - spytałam się. Nie rozumiem o czym on mówi.
- Jenn uwierz mi, że to byłoby nie do zrozumienia na ten moment. - zrobiło się dość dziwne, on mi zawsze wszystko mówił, nawet te najbardziej dziwne lub złe rzeczy. Chyba że, tylko wydawało mi się, że mówi mi wszystko.
- Och zamknij się! Być może nie jestem w najlepszej formie, ale nie zgłupiałam. - wkurzyłam się na niego. Jak miał prawo mówić coś takiego?
- Nie mogę! Nie chcę się z tobą kłócić, naprawdę. Obiecuję, że wszytko się kiedyś samo wyjaśni, przez pewien czas zmieniło się trochę i teraz ważne jest, by o tym zapomnieć. - nie widziałam co mam zrobić, Luke nie chciałby dla mnie źle. Chyba powinnam mu zaufać i nie wnikać.
- Okej niech ci będzie - powiedziałam niechętnie - No to co takiego straciłam? - teraz chodziło mi o bardziej normalne wydarzenia typu imprezy, nowe związki, kłótnie. Miałam szczęście, bo Luke choć był chłopakiem, dzięki mnie też się interesował tym co dzieje się dookoła niego lub w świecie gwiazd, więc miałam przyjaciela i przyjaciółkę w jednym. Chłopcy zazdrościli mu, że większość dziewczyn na niego leciała, a dziewczyny były lekko poirytowane, bo żadnej nie chciał.
Siedzieliśmy chyba dwie godziny na moim łóżku gadając o wszystkim i o niczym, zupełnie tak jak dawniej. Może to był zły pomysł odgradzać się od wszystkich, może właśnie tego potrzebowałam, takich normalnych rzeczy. Dziwiło mnie trochę gdzie tyle czasu jest Eve, ale szczerze nawet się cieszyłam, że jej tu nie ma. Pewnie zaczęłaby snuć jakieś teorie o tym jak bardzo on mnie kocha i jak cudowną byśmy byli parą.
- W końcu trafiłem - moje przemyślenia przerwał głęboki głos. Momentalnie poczułam jak bezpieczeństwo odchodzi. Odwróciłam wzrok w stronę drzwi, a w nich stał nie kto inny jak znieruchomiały Harry - Nie przeszkadzam wam przypadkiem? Czy ty w ogóle możesz tu być? - zawiesił wzrok na moim przyjacielu i uniósł brwi do góry z chytrym uśmiechem. Dobrze wiedział, że nie ponieważ to oddział zamknięty i wchodzić tu może jedynie rodzina, a od razu było widać, że on nie jest nikim z mojej rodziny. Poczułam jak mięśnie Luke'a natychmiastowo się napinają, a jego oczy z nienawiścią wpatrują się w przyszłego lekarza.
- Tak, wyobraź sobie, że mogę tu być ponieważ jestem jej bardzo bliski. A ty? Mógłbym Cię spytać o to samo - skomentował, a na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmiech. Przejechał ręką po włosach zaczesując grzywkę do góry co oznaczało tylko jedno - był z siebie zadowolony i wyjątkowo pewny siebie.
- Harry. Harry Styles, miło mi cię poznać - mówiąc to podszedł do niego i wystawił rękę w jego stronę.
- Luke Hemmings, mi tak jakby też - szturchnęłam go w bok - mi też bardzo miło ciebie poznać - uśmiechnął się bardzo sztucznie, ale chyba tylko ja to zauważyłam, bo Harry przeglądał moją kartę pacjenta.
- Widzę, że wszytko jest w porządku, powinnaś niedługo wyjść ze szpitala, prawda? - Mówił nie spuszczając oczu z kartki. Jestem jednak pewna, że widział jak się patrzę na niego, bo miał lekki uśmiech na twarzy. Kiwnęłam tylko głową. - To cudownie, jednak szkoda, że nie będziesz tu dłużej... moglibyśmy się lepiej poznać. Oczywiście gdybyś tylko chciała. - Już miałam mu odpowiedzieć, ale wtrącił się Luke.
- Nie! Ona by nie chciała się z tobą "lepiej poznać". Więc rusz swoją chudą dupę z tego pomieszczenia, bo zaraz sam się tym zajmę! - Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami w różne strony co, nie oszukując się, było dosyć śmieszne więc zaczęłam cicho chichotać, wtedy ich oczy zwróciły się w moją stronę. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem - no i co robisz idioto? Widzisz co robisz? Idź stąd!
- Jenny? Kochanie, co się dzieje? - w drzwiach stanęła Eve, tylko jej tu brakowało. Jej oczy zaszły ogromnym zdziwieniem, gdy zobaczyła chłopaków w pokoju - no widzę, że nie ma mnie chwilę, a tutaj.. no dzieje się to. - Cholera. Wstałam i usiadłam na krześle.
- Sądzę, że powinniście już iść. - wskazałam palcem na drzwi. Ta sytuacja była dla mnie co najmniej dziwna.
- Okej, ale jeszcze się zobaczymy. Przyjdź na stołówkę wieczorem. Proszę. - mrugnął do mnie, odwrócił się i wyszedł pewnym siebie krokiem.
- Nigdzie nie przyjdą idioto! I nie zobaczycie się! Zrozum to i zostaw ją w spokoju! - krzyczał za nim mój przyjaciel. - To ja też już pójdę i proszę nie przejmuj się tym dupkiem. - wstał z łóżka i wepchnął mi coś w kieszeń. Po czym po prostu wyszedł.

POV Luke
- Stój! Zatrzymaj się.. Harry! - dobrze, że wiedziałem jakie ma imię, bo mimo faktu, że był jedyną osobą na korytarzu nie zapowiadało się na to, by się zatrzymał.
- O co chodzi? - spytał stojąc już przodem do mnie.
- Och, nie żartuj sobie, że nie wiesz o co chodzi. Zdążyłem Cię już sprawdzić, zacząłeś tu "pracować" dwa miesiące temu. I co? Powiesz mi, że to przypadek, a ty przez także cholerny przypadek spotkałeś ją? - zatrzymałem się na chwilę, ale zanim zdążył wydać jakiś dźwięk ze swoich już otwartych ust, znów zacząłem mówić. - A teraz nagle z całego szpitala akurat wszedłeś do pokoju dziewczyn, tak?! - byłem wściekły, wiedziałem, że jest z nim coś nie tak. Spodziewałem się najgorszego. Teraz każdy kto kręcił się w towarzystwie Jenny był podejrzany.
- Spokojnie, nie podnoś na mnie głosu. Nic nie zrobiłem, a na pewno nic o co mnie posądzasz. Zacząłem tu mieć praktyki stosunkowo nie dawno, ponieważ to była w pewnym sensie nagroda od uczelni za dobre wyniki... Z resztą nie powinno Cię to w ogóle interesować. A co do Jenny to dziewczyna jest ładna, wydaje się fajna, przez przypadek je spotkałem na stołówce. Tyle. Jesteście razem? - wyjaśniał, a mi z każdym słowem było coraz bardziej głupio, zaczynałem mu wierzyć. Może zbyt szybko go oceniłem.
- Kurde.. przepraszam, ale coś musiało mi się pomylić - skłamałem, ostatnie parę dni spędziłem grzebiąc w jego życiu. Mimo, że nic nie znalazłem nie znaczy, że nic się tu nie kryje i mam przestać. Nie spuszczę go z oczu dopóki nie będę miał stuprocentowej pewności, że jest to kolejny normalny facet. - Nie, nie jesteśmy razem. To moja przyjaciółka. - uśmiechnąłem się słabo.
- Dobrze, nic się nie stało, ale na przyszłość uważaj co mówisz i do kogo. Niektórzy mogą nie być tak wyrozumieli jak ja. Muszę już iść. - podałem mu dłoń i chłopak po chwili zniknął mi już z oczu. Usiadłem na podłodze i tępo wpatrywałem się w obraz za szybą. Nie rozumiałem o co chodziło. Po paru rozmowach z chłopakami stwierdziliśmy, że ktoś z otoczenia mojej przyjaciółki musi być od Grega. Byłem pewny, że to właśnie Harry. Za każdym razem jak wychodził ze szpitala jechałem za nim na blokowisko nie daleko jego "miejsca pracy" i obserwowałem jak siedzi sam, oglądając telewizje w jednym z wynajętych mieszkań. To było nudne i nawet smutne, ale tylko czekałem jak ludzie Grega się tam pojawią. To znaczyło, że muszę szukać głębiej. Byłem zdruzgotany, bałem się o nią. Cały czas była pod naszą ochroną, nikt nie mógł wejść na jej oddział nie zauważony, ale wiedziałem, że muszę jak najszybciej odkryć jego plany i to kim jest posłaniec. Po okołu dziesięciu minutach napisałem do Michael'a, by po mnie przyjechał, miałem dość, chciałem jedynie wrócić do domu, wziąć chłodny prysznic oglądać bezsensowne filmy. Taki właśnie miałem plan, choć na chwile się od tego odciąć.
- Ej, co się z tobą dzieje? - spytał przyjaciel. Byliśmy już w drodze do mojego domu. On zawsze zauważał jak coś było nie tak. Umiał sprawić, że wszytko nabierało szybko barw. Był jak brat i przyjaciel w jednym. Taki mój osobisty azyl.
- Nic.. po prostu myślałem, że to on, w sumie to, że nic jeszcze nie zauważyłem, nie skreśla go z bycia niebezpieczeństwem. Teraz w jej pobliżu może być prawdziwe zagrożenie, a ja nie wiem kim ono jest. To dobijająca myśl.
- Spokojnie stary, przecież mamy tam kamerki, a teraz obserwuje ją Calum. Dobrze wiemy, że on nic nie przeoczy. - pocieszył mnie, można powiedzieć że stałem się bardziej spokojny. Michael gwałtownie zahamował i zawrócił.
- Gdzie ty jedziesz? Jestem zmęczony.
- Nie pozwolę Ci siedzieć samemu w domu i cały czas się martwić. Lepiej inaczej wykorzystać ten czas. Ja stawiam. - Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale dałem się namówić. - KFC czy McDonald's?
- Głupie pytanie, przecież dobrze wiesz - zaśmiałem się.
- A no tak, KFC, już się robi - uśmiechnął się bezczelnie. Dobrze wie, że za KFC nie przepadam.
-Ty to jesteś jednak głupi. Może.. Starbucks? - nie chciało mi się jeść, było koło piątej.
- No dobrze księżniczko, możemy jechać i tam. - często mnie tak nazywał jak "wybrzydzałem".
Reszta drogi minęła szybko. Siedzieliśmy w kawiarni zachowując się jak totalni idioci, w duchu dziękowałem za to, że nie zostawił mnie w domu. Po dwóch godzinach kupiliśmy jeszcze dwa kubki ulubionej kawy Jenny, jeden dla niej, a drugi dla Eve mając nadzieję, że ją lubi i pojechaliśmy do szpitala. Przemknęliśmy cicho przez cały korytarz i szybko weszliśmy do pokoju dziewczyn, by żadna z pielęgniarek nas nie zauważyła, bo było już dawno po godzinach odwiedzin. Zamknęliśmy drzwi na klucz, a nasz śmiech roznosił się po całym pokoju, gdy już zdążyliśmy się ogarnąć przed sobą zobaczyliśmy dwie wystraszone i speszone dziewczyny w stanikach i krótkim spodenkach. Zaraz się przestaliśmy śmiać i wyglądaliśmy pewnie na równie speszonych co one.
- Już odwracać się, idioci! - krzyknęła Jenny
- Kto powiedział, że chcemy...-przerwałem Michael'owi i obróciłem go ciągnąc za jego koszulkę.  Słyszeliśmy jak dziewczyny zaczęły się śmiać. Już wiele razy widzieliśmy Jenn w różnych sytuacjach, czy też na plaży, więc to nie było nic nowego, ale była też Eve więc wolałem nie ryzykować.
- Już możecie - powiedziała.
- Przepraszamy za najście.. - zaczął Mike
- Ale mamy dla was kawę - dokończyłem za niego z uśmiechem na ustach i postawiłem dwa kubki na stoliku.
- Dziękuję, ale nie trzeba było - Eve była speszona, ale się uśmiechnęła.
Siedzieliśmy i gadaliśmy tak o wszystkim do później nocy, gdy nagle do drzwi zapukała jedna z pielęgniarek i zaczęła otwierać drzwi. Szybko wskoczyłem do szafy, a mój przyjaciel wszedł pod łóżko.
- Wszytko dobrze? Nie można się zamykać, wiecie o tym prawda? - jeszcze chwile słuchałem ich rozmowy, siedząc w szafie, szczerze mówiąc było tu wygodnie i ładnie pachniało, byłem masakrycznie zmęczony.  
Błagam, niech ona już idzie.
Minęło jakieś dwadzieścia minut, a ona ciągle zadawała masę pytań, była bardzo ciekawska. Nie wytrzymałem, zasnąłem.
____________________________________
 No to po chyba po około 5 miesiącach w końcu został dodany rozdział. Bardzo przepraszam za to wszystko i za fakt, że nie jest on może bardzo dobry i długi. Okej życzę wam szczęśliwego nowego roku i spełnienia marzeń. ~ Julia x

 Wracamy po długiej przerwie z nowymi rozdziałami. Przepraszam za wszelkie błędy, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Mamy już rok 2015, życzę więc Wam wszystkiego dobrego, dużo szczęścia i zdrowia, aby był dla Was jeszcze lepszy niż poprzedni i oczywiście, aby spełniły Wam się marzenia. ~ Ola :)

piątek, 2 stycznia 2015

Liebster Award

Jejku dziękujemy autorce http://ghost-mrshazza.blogspot.com/ za nominacje do tego. Zupełnie się tego nie spodziewałyśmy. Jednak miło nam że ktoś uważa to co robimy za w jakimś stopniu dobre.


Zasady:
,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”



1.Jak masz na imię?
Julia / Ola

2.Należysz do jakiś fandomów?
Directioner, Little Mixer / Directioner, 5sos family, Vampette, Kwiatonator

3.Ulubiony serial?
Nie mam / nie mam

4.Ulubiona książka?
"Black Ice" i seria "Szeptem" to są naprawdę cudowne książki polecam :) / 'Piękni i Martwi' 'Życie na wieczność', saga 'Szeptem', 'Pamiętnik narkomanki'

5.Ulubiona piosenka?
Hm mam wiele ulubionych piosenek, nie umiem niestety wybrać / nie potrafię wybrać

6.Ile masz lat?
15 :c / 14

7.Co lubisz robić w wolnym czasie?
Czytać, spać, słuchać muzyki, tumblr, twitter *-* / czytać, pisać, rysować

8.Masz celebrity crusha? Kogo?
Pewnie, Niall Horan ^-^ / Harry Styles i Connor Ball

9.Masz jakiś ulubiony cytat? Jaki?
Mam wiele cytatów jakie lubię ale mój ulubione to chyba "
don't forget to fall in love with yourself first" i "be brave fight for what you believe in and make your dreams your reality" / nie mam :c

10.Co zainspirowało Cię do napisania opowiadania?
Piosenka 5SOS "Amnesia" / same

11.Mandarynki czy pomarańcze?
Pomarańcze :) / mandarynki

Nominowane blogi:
1. savemeff.blogspot.com
2.
secret-fanfiction.blogspot.com
3. http://whenthenightiscoming.blogspot.com/

4. ukojenie-fanfiction.blogspot.com
5. http://one-move-ff.blogspot.com/
6. psychopathic-fanfiction.blogspot.com

Pytania:
1. Jak masz na imię?  
2. Do jakich fandomów należysz?
3. Ulubiony film?
4. Ulubiona książka?
5. Kino czy teatr?
6. Czym się interesujesz?
7. Co zainspirowało Cię do pisania fanfiction?
8. Masz jakieś zwierzątko?
9. Twitter czy Tumblr?
10. Ulubiona piosenka?
11. Kawa czy herbata?

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział trzeci

Luke POV

   Po krótkiej, ale bardzo męczącej dla mnie podróży zatrzymaliśmy się pod moim domem. Na podjeździe stało też auto Calum'a, więc na pewno był w domu, możliwe że razem z Ash'em.  Mocno trzasnąłem drzwiami samochodu, nie byłem dość dobry w ukrywaniu emocji, a teraz nawet nie próbowałem tego robić. Gdy wszedłem do domu od razu skierowałem się do "naszego" pokoju.
- Co się dzieje? - rzuciłem ze złością w stronę przyjaciół. Obydwoje siedzieli na kanapie przeglądając coś w laptopach.
- Luke... - oh, no proszę tylko nie to Calum, mów do rzeczy, wiesz że nie lubię się tak cackać, miałem ochotę właśnie to powiedzieć, ale gdy tylko spojrzałem na niego chyba się domyślił co ma robić. - No to mamy mały problem, George znów powrócił. Chuj myśli, że mu ukradłeś te gówno, bo ktoś powiedział że Cię widział. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że wiedzą o Jenn a to.. znów może zaszkodzić. - ostatnie słowa wypowiedział ciszej i ze smutkiem w oczach. Jako jedyni wtedy ze mną byli, widzieli co się ze mną działo. W tedy już znałem się z Jenny rok, myślała że jedna z moich kuzynek umarła i musiałem wyjechać na dwa miesiące z miasta by wspierać rodzinę.
- Cholera, cholera.. - podrapałem się w kark, jesteśmy w punkcie X i nic z tym nie można zrobić.
- Koleś tak jakby rozpłynął się w powietrzu. - Ashton wyjrzał z nad swojego laptopa. Kochał go chyba miłością niezniszczalną. Od zawsze lubił komputery i wszytko co się z nimi wiążę, ale odkąd wszedł za mną w to bagno to już przerodziło się w silne uzależnienie. Gdy nie miał go przez dłużej niż dwanaście godzin to wariował.
- A skąd nasz chłopczyk o tym wie? - Mike wyszedł zza rogu z paczką chipsów.
- Pamiętacie tą ostatnią akcję? Podczas niej zamontowałem monitoring. Dwie kamerki nadal się trzymają i mają się bardzo dobrze. Jedna jest przy wejściu od tyłu, a druga przy latarni, tam gdzie zawsze stawiają swoje auta myśląc, że nikt nie wie, że takie miejsce istnieje. No ale idioci trochę się przeliczą.
- Stary spisałeś się, jestem z ciebie dumny. Rozumiem, że mamy rejestrację tego auta i jego twarz? - Miałem nadzieje, że odpowie mi "tak oczywiście" i machnie tą swoją uroczą główką, ale z góry było by to za łatwe.
- Ehh no z tym jest mały problem. Auto nieoznakowane, a facet cały czas był tyłem do kamery, wydaje mi się, że o nich wiedział. To co mogę Ci o nim powiedzieć to to, że jest mało umięśnionym blondasem.
- No tak to jasne. Trudno, poradzimy sobie z tym. - powiedziałem stanowczo obserwując przyjaciół, którzy siedzieli teraz na kanapie tępo się wpatrując w wybrane punkty. - Wchodzicie w to? Znów...
- A-ale jak się nam nie uda, po raz kolejny? - Calum wyglądał jakby zraz miał się rozpłakać, on naprawdę lubił Chelsea, w sumie sam mnie z nią poznał.
- Uda się słyszycie? Tym razem będzie dobrze. Musicie mi tylko pomóc, sam nie dam sobie rady. - wtedy chłopcy jak na zawołanie kiwnęli głowami. Ulżyło mi.
- Nie można przecież zostawiać przyjaciela w potrzebie - Mike podszedł do mnie i mocno przytulił. On nie przytulał tak jak chłopcy czy rodzeństwo, on był taki inny. Szczerze mówiąc w pewnym momencie naszej znajomości myślałem, że on czuje do mnie coś więcej, ale to chyba było tylko moje wyobrażenie. - Uwielbiam Cię - wyszeptał do mojego ucha, szturchając mnie w bok.
- Naprawdę wam dziękuję, jeśli to się uda to będę waszym dłużnikiem do końca tego pieprzonego życia. Jutro spotkajmy się tu z całą resztą sprzętu. George gdzieś musi mieć słaby punkt... A teraz chodźmy może pograć w kosza? Co wy na to?
- Luke, Ty już jesteś naszym dłużnikiem - zaśmiał się blondyn - możemy iść - Ash zamknął swoje "maleństwo" jak to często określał i skierował się do wyjścia, a my razem za nim.

*kolejnego dnia*

Jenny POV

- No powieeedz mi, prooooooszę - siedziałam z zielonooką na ławce w parku, a ona po raz kolejny zaczynała ten temat.
- Eve, wiesz że cię uwielbiam, ale zaczynasz mnie lekko irytować. Ile razy mam ci mówić że nic między nami nie ma, N I C nie czuję do Luke'a. - no chyba prościej nie można było tego już wytłumaczyć.
- No dobrze, ty nic nie czujesz, ale nigdy nie pomyślałaś o tym. że być może on coś do ciebie czuje, prawda? - w sumie miała racje, nigdy o tym nie myślałam. Zawsze było dla mnie jasne, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Znaczy wiele osób mówiło o nas jak o parze, ale nigdy nie brałam tego do siebie. Nie myślałam o nim jak o kandydacie na chłopaka. Był moim najlepszym przyjacielem, takim starszym bratem, który zawsze dba o swoją "małą" siostrzyczkę
- Jenny! Jesteś? Pytam Cię już chyba piąty raz! -  dziewczyna popatrzyła na mnie z ciekawością w tych jej dużych oczach. Jak kiedyś zapytałam jej się czy nosi soczewki to najpierw mnie wyśmiała a potem się obraziła, ale naprawdę nie mogłam pojąć że można mieć tak duże i intensywnie zielone oczy co jeszcze podkreślały jej długie, ciemne i gęste rzęsy.
- Emm tak jestem. Po prostu się zamyśliłam. Mogłabyś powtórzyć pytanie? - Co innego miałam powiedzieć? Że w sumie nawet nie wiem co jest między nami, że teraz gdy mi o tym powiedziała zaczynam się zastanawiać nad czymś co prawdopodobnie tymczasem nawet nie istnieje?
- Czy pociąga Cię ten kolczyk? - spytała przygryzając wargę.
- Eve! -  krzyknęłam - to mój przyjaciel. Nie wiem. Sądzę że jest fajny, skoro mu się podoba, to mi też.
- Oh z pewnością. Dlatego też patrzyłaś się na swoje z nie wiadomych przyczyn obgryzione paznokcie, zamiast mi w oczy jak odpowiadałaś. - zaśmiała się. Czułam, że się rumienie, zastanawiało mnie jak mocno to widać, moje policzki zawsze w nieodpowiednim czasie się rumieniły.
- Przestań, proszę. Nie przywykłam do takich pytań. - wyjaśniłam ze spokojem, ale w środku kipiałam. Nawet nie wiem dlaczego.W tak krótkim czasie mnie rozgryzła.
- Dobrze, a  tak w ogóle trzeba zrobić coś z twoimi paznokciami. Ja rozumiem, że dość długo spałaś, ale to trzeba ogarnąć. Mam przy sobie parę rzeczy, które mogłyby coś z tym zrobić choć w małym stopniu. - dziewczyna była dość podekscytowana tym, że będzie mogła "upiększyć" moje paznokcie. Szczerze mówiąc było by to dość trudne. Obgryzałam paznokcie od ośmiu lat i nie łatwo było przestać co było wkurzające, bo już nie raz próbowałam z tym skończyć by były piękne tak jak u większości  dziewczyn.
- Jasne! Lubisz to robić? - nic wcześniej nie mówiła o tym co lubiła robić, jak widziała swoją przyszłość i w ogóle.
- Czy Ty sobie ze mnie żartujesz?! - powiedziała oburzona tępo się we mnie wpatrując.
- No przepraszam, nie wiedziałam... - zaczęłam ale natychmiast mi przerwała.
- Dziewczyno, nie ma rzeczy, którą bym bardziej lubiła robić, chyba że gadanie przez telefon i czytanie. Ogólnie chcę być kosmetyczką, wizażystką, stylistą, fryzjerką i każdym kto dba o to jak wygląda człowiek. No bo co jest lepsze od upiększania? - Eve nieźle się nakręciła, w jej oczach pojawił się taki dziki blask, mocno gestykulowała rękami. Mogłam śmiało powiedzieć, że była w swoim żywiole.
- No to chodźmy. Robi mi się już zimno. - słońce niby świeciło, ale chłodny wiatr przebiegał przez moje plecy i przyprawiał o gęsią skórkę. 
Po tym jak weszłyśmy do sali wszytko potoczyło się bardzo szybko. Spod swojego łóżka dziewczyna wyciągnęła średnią walizeczkę, a gdy ją otworzyła byłam w szoku. Nigdy nie widziałam takiej ilości kosmetyków i innych pierdół. Sama dużo tego miałam i lubiłam się malować, ale Eve to pobiła chyba wszystkie rekordy. Moja twarz tylko wyglądała na naturalną, w rzeczywistości tam znajdowała się duża ilość różnorodnych podkładów, pudrów i korektorów. Luke'a zawsze wkurzało to, że jestem choćby leciutko umalowana więc przynosił spryskiwacz pryskał na mnie i rozcierał to na twarzy przez co wyglądałam jak czarownica. Nie miałam więc wyboru, szłam do łazienki i zmywałam wszytko przez co byłam tak jakby "goła" a on zadowolony z siebie mówił "teraz mogę z tobą rozmawiać". Uśmiechnęłam się z myślą o tym i znów popatrzyłam na koleżankę, była tak zajęta przeszukiwaniem walizki, że na szczęście nie zauważyła, że odpłynęłam. Z tego co pamiętam to nie myślałam kiedyś tyle o nim, ale to zapewne przez tą pustkę w głowie, bo teraz moja przeszłość mi się stopniowo przypomina, a go było w niej bardzo dużo.
- To gotowa? - zaczęła coś przy nich majstrować. Nie patrzyłam się, nie lubiłam tego widoku, a nawet nie wiem dlaczego. Jak ktoś piłował paznokcie przez ciało przechodziły mi dreszcze.
- Eve.. skąd wiesz, że kogoś kochasz? - spytałam, zaskakując samą siebie.
- A to kochana jest sprawa której nie da się wyjaśnić, wiesz to i tyle. Jest człowiek i wiesz, że chodzi o niego. Sama nie wiem jak to nazwać. - dziewczyna popatrzyła się na mnie lecz szybko wróciła do moich dłoni. - a czemu pytasz?
- Nie wiem tak jakoś mi się napatoczyło i jestem ciekawa jak to jest, nigdy tak nie miałam... Chociaż nie, to była podajże szósta klasa podstawówki, był tam taki Kacper, miał cudowne niebieskie oczy, ciemne włosy i cerę, był wysoki i chudy, w podstawówce nigdy nie wyznałam mu mojego "uczucia" jeśli tak to można nazwać w wieku trzynastu lat, ale wiem, że to było coś więcej. Jak szłam do nowej szkoły chodziłam smutna  " Idiotko, trzeba było działać, nigdy go już nie zobaczysz, straciłaś swoją szansę", potem trafiłam z nim do jednej klasy w gimnazjum, wyobraź sobie moje szczęście w tamtej chwili. Zbliżała się wycieczka do Londynu, więc postanowiłam tam z nim pogadać, ale jednak nic do mnie nie czuł, no cóż...
- Oj jestem pewna, że kiedyś się jeszcze zakochasz. Czasami nawet człowiek o tym nie wie. - uśmiechnęła się do mnie słabo. Nie chciałam zaczynać znów o tym, że nic do niego nie czuje, bo przecież wiedziałam dobrze o kim mówi.
- Aaa, nie wiem. Ej.. a jak na przykład masz dobrego przyjaciela czym on się różni od chłopaka? - ciekawość mnie przerosła, musiałam wiedzieć.
- O tego to ja ci nie powiem, nigdy nie miałam przyjaciela. Pamiętam, że zawsze marzyłam o takim przystojnym przyjacielu geju. - roześmiałyśmy się - a tak serio to o co chodzi?
- No bo czym to się różni? Tym, że po prostu inaczej cię przedstawi? Będzie mógł pocałować? No nie rozumiem tego. - starałam się mówić anonimowo, ale ona i tak pewnie wiedziała o co mi chodzi.
- Nie wiem, chyba tylko o to chodzi. Może jeszcze to, że łączy was.. przepraszam ICH, prawdziwa miłość - Właśnie mi to wybitnie powiedziała. Już trudno, ufam jej. - Luke? -zapytała po chwili ciszy.
- Tak. Ja.. nie wiem co się dzieje, wszytko się zmieniło.
- Oh no skarbie, spokojnie. Będzie okej, wygląda na porządnego faceta. No i nie ma ukrywać faktu że jest zabójczo przystojny. - mrugnęła do mnie - skończone! Jak ci się podoba?
- Jest świetnie! Naprawdę bardzo, bardzo dziękuję -  popatrzyłam na swoje dłonie. Skórki były chyba wycięte, a paznokcie optycznie wydawały się dłuższe i węższe. Były koloru matowego kremu, a na serdecznych były małe wzroki które dopełniały wszytko. W szoku, że stworzyła coś z niczego, rzuciłam jej się na szyje dziękując - Boże, jeśli ty nie zostaniesz kosmetyczką czy kim tam chciałaś to osobiście ci coś zrobię. Jesteś do tego wprost stworzona, ludzie po szkołach nie umieją czasami zrobić takich rzeczy.
- Bez przesady maleńka. To kwestia wprawy, no i oczywiście musisz to lubić.
- No nie wiem. Ej, kiedy obiad będzie? Głodna jestem. - już mnie lekko ssało. Nie jadłam dziś śniadania, bo były tylko jakieś płatki których nie lubię, a wtedy nie byłam jeszcze głodna.
- Nie wiem, chyba za jakieś pół godziny nam powinni przynieść, a jak chcesz możemy iść na stołówkę co ty na to? Byłaś tam już?
- Nie, ale z przyjemnością bym poszła. Jestem tu świadomie dopiero od sześciu dni, więc oprócz tego piętra i parku nie za bardzo ogarniam szpital. - powiedziałam zgodnie z prawdą i wstałam. - No to chodźmy.
Przechodziliśmy przez korytarze szpitala, nie wiedziałam że jest aż tak duży. Po drodze widziałam kapliczkę, jakąś sale zabaw dla dzieci, co mnie wzruszyło, bo w środku siedziała dziewczynka pewnie chora na białaczkę i już po hemio-terapi, ponieważ nie miała włosów. W końcu dotarliśmy do stołówki, była zbliżona wielkością do takiej szkolnej, ale różniła się kolosalnie. Jej ściany były białe, tak jak podłoga, jedyne co dawało kontrast temu pomieszczeniu to były brązowe stoliki i szafki. Była naprawdę piękna, właśnie ten szpital zmienił moje zdanie. Wszytko tu było czyste i bardzo zadbane, pracownicy uśmiechali się i rozmawiali z pacjentami. Stanęłam  w króciutkiej kolejce do okienka za Eve. Gdy wzięłyśmy nasz posiłek usiadłyśmy do jednego z wielu pustych stolików zaczynając jedzenie. Podobało mi się to, że talerze miały kolor pistacjowy co idealnie zgrywało się z pomieszczeniem.
- I jak ci się podoba? Nieźle co? - dziewczyna spojrzała w moją stronę.
- No szczerze mówiąc wow. Śliczny szpital, większość hoteli nie ma takich luksusów, a co dopiero szpitale. To dziwne. - zastanawiało mnie to czemu tu tak było.
- A to moja kochana jest kwestia tego, że to szpital prywatny. Znaczy mieszkańcy tego miasta mają go można powiedzieć, że za darmo, ale to zdecydowana mniejszość tutaj. Są tu najlepsi lekarze z całego kraju, najnowocześniejsze maszyny czy inne pierdoły. Odlot. - zaśmiała się brunetka patrząc w talerz, ale po chwili jej wzrok utkwił w czymś innym, a raczej kimś, zresztą nie dziwię się jej, przystojny.
- Tak.. - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka zbliżającego się do naszego stolika.
- Umm hej, jestem Harry mógłbym się do was dosiąść? - powiedział głębokim głosem uśmiechając się cudownie.
- Tak pewnie - Eve zapanował nad sytuacją widząc, że mnie totalnie zatkało. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Ten głos zelektryzował mnie, ja go znałam.
- Co powiecie dziewczyny? - nastała krótka cisza, ona czekała aż ja coś powiem, a ja aż ona.
- Oh, jestem Eve, a to Jenny. Przepraszam za nią jest.. dość nieśmiała. Miło NAM cię poznać - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy głośniej mówiąc "nam" bym się ogarnęła.
- Tak, tak miło.. - wydusiłam z siebie. Nagle odechciało mi się jeść, choć prawie nic nie ruszyłam. Byłam na maksa skupiona na tym gdzie już słyszałam ten głos. Przeczesywałam każdy element mojego życia, by się tego dowiedzieć, ale dosłownie nic mi nie świtało.
- Co tutaj sprowadza tak piękne dziewczyny? Choroba, praca, szkoła?
- Niestety choroba. Miałam wypadek, a Jen... ona tak jakby też - wtedy przypomniało mi się, że jeszcze nie rozmawiałam z nią o tym jak się tu znalazła.
- Aha rozumiem.. chyba. - brunet uśmiechnął się słodko. Jego dołeczki były tak piękne, że się rozpływałam. Pewnie wyszłam na idiotkę. Nawinęłam na widelec trochę makaronu ukrywając uśmiech wchodzący mi na twarz. Był dosłownie idealny.
- A ty co tu robisz? - zapytałam gdy poczułam się już trochę pewniej. Chciałam wyciągnąć od niego informacje, które mogłyby mi pomóc przypomnieć sobie skąd go znam.
- Moja babcia tu kiedyś była pacjętką. Teraz mam praktyki więc jakoś postarałem się, by mnie przyjęli. Ten szpital to spełnienie moich marzeń. Chciałbym, żeby kiedyś mnie tu wzięli już jako lekarza.
- Wow, ambitne, powodzenia ci życzę.- chłopak mówił o swoich planach na przyszłość a ja byłam skupiona tylko na tym że jest niesamowity.
- Jej Jenny widzę, że już zjadłaś, idziemy? - Eve spytała, gdy pewnie już za długo wbijałam wzrok w chłopaka. No ale te jego oczy, one były hipnotyzujące a loki...nie będę nawet mówiła.
Awww...
- T-tak, oczywiście. - zgodziłam się z nią odrywając wzrok od chłopaka. Lekko się zaczerwienił i spuścił oczy.  
Oh, mogłabym w nich tonąć.
 Pożegnałyśmy się z Harry'm i wróciłyśmy do pokoju, pomijam fakt iż zdążyłam wleźć w ścianę po drodze.
- Hej! Co Ci się dzieje? - moja współlokatorka zaczęła mi klaskać przed twarzą co chyba miało mnie "wybudzić" dziko uśmiechając się. - No no, co my tu mamy, czyżby słodki Harry wpadł ci w oko? - wiedziałam, że już nie odpuści tego tematu więc wolałam jej nie przeszkadzać. - No wiesz jest mega słodki, ale tak jakoś dziwnie na niego patrzyłaś. Tak jakbyś jednocześnie napawała się jego wyglądem, ale się go bała. Czy ja o czymś nie wiem?
- Oh no wiesz.. ja go znam, tak jakby... Już go gdzieś widziałam - przewróciłam oczami. Boże nie dawał mi teraz spokoju.
- Ej ej ej.. co? Jak to?! - wydarła się.
- No proszę bądź cicho. A jak tu będzie przechodził czy coś? - przestraszyłam się. Teraz trzeba się pilnować, nie chciałabym by usłyszał coś czego nie powinien. Naprawdę chciałam tego uniknąć.
- Okej. No ale podoba ci się tak? Prawda? Mam racje? - chyba za bardzo się podnieciła. Musiałam ją uspokoić.
- Biorąc pod uwagę to, jak wygląda, no to bardzo. Komu by się nie podobał? - powiedziałam zgodnie z prawdą, po prostu nie mogłam sobie wyobrazić jak ktoś mógłby powiedzieć "Nie jest ani trochę przystojny".
- Aww wspaniale. Weź jeszcze sobie wyobraź go sobie w kitlu.. jako lekarz. Mogłabym umrzeć.
- Eve, wszytko okej? Tak no w sumie, zgadzam się.
- Może jak go spotkamy to poprosimy by się nami zaopiekował? No wiesz.. skoro jest praktykantem... Czemu by nie skorzystać? - Jezu gdzie ta dziewczyna ma granice, jest nienormalna.
- Tak tak to świetny pomysł - powiedziałam sarkastycznie, wywracając oczami, czego ona na szczęście nie zauważyła. - Idę chyba spać, jestem zmęczona. Obudź mnie na kolacje. - wymruczałam układając się na łóżku. Widziałam jeszcze jak Eve grzebała w walizce, a potem już tylko odpłynęłam.
________________________________________________________
Ehh no to tak, miałam super wizje, na początku miałam mega wenę a potem stopniowo się gdzieś gubiła. Nie wyszedł taki jaki chciałam ale można powiedzieć że go akceptuje. Sądzę że powoli będziemy wkraczać w akcje bo lubię jak coś się dzieje. A co do systematyczności to nie jestem w tym WCALE dobra więc przepraszam. A jak wam się podoba wątek z Harry'm? Jakoś wyobraziłam sobie go w kitlu i musiał być. No to miłego czytania (mam nadzieje) i proszę o szczerą opinie. To jak mówią chyba wszyscy "BARDZO MOTYWUJE" - Julka xx

    Mi jako autorce rozdział się nawet podoba, ale ocena należy do Was. Bardzo przepraszam, że przestawiłyśmy datę, ale nie miałyśmy dostępu do laptopa. Postaramy się dodawać rozdziały częściej i zadbamy o to by były ciekawsze. - Ola x









wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział drugi

Luke POV

*2 godziny wcześniej*
Siedziałem i oglądałem kreskówki jedząc chipsy, gdy nagle zadzwonił telefon. Byłem pewny, że to moi koledzy, którzy od dłuższego czasu próbowali mnie wyciągnąć z domu, ale nie miałem na to nastroju. Oni chcieli mnie jakość podnieść, wprawdzie nie specjalnie im to  wychodziło, ale liczą się dobre chęci. Nie miałem najmniejszej ochoty na to, żeby odebrać, jednak irytował mnie ten telefon więc resztkami sił podniosłem się, a raczej to co ze mnie pozostało.
- Halo? 
- Dzień dobry z tej strony doktor Jenny. Poprosił mnie pan, żebym zadzwonił gdy dziewczyna się obudzi. - nie mogłem uwierzyć w to co mówi.
- Tak, tak dziękuję bardzo - niemal wykrzyczałem ze szczęścia. Coś jeszcze mówił ale odłożyłem słuchawkę i chwilę potem już jechałem rowerem do szpitala. Był oddalony od mojego domu jedyne 20 kilometrów, chyba potrzebuję nowego auta, bo już kilka rozwaliłem. Droga szybko mijała, każda minuta przybliżała mnie do przyjaciółki. Gdy już się znalazłem pod szpitalem czas stanął w miejscu.
Rzuciłem rower na trawę podchodząc bliżej wejścia głównego i wyczekując na karetkę. Wszystkie wspólne chwile przeleciały mi przez głowę. Nagle pojawił się ogromny szum. Głośne syreny, krzyki, płacz..  Wyciąganie noszy z dziewczyną szczelnie przykrytą złotą folią. Z karetki wyszła też zapłakana Pani Morgan, cała się trzęsła, to było straszne. Jeszcze wczoraj byliśmy w kinie i świetnie się bawiliśmy, a teraz? Ona walczy o życie. Jej mama zadzwoniła do mnie trzydzieści minut temu i kazała mi czekać pod szpitalem. Co jej strzeliło do głowy? Ona jest dla mnie cholernie ważna. Wiem o niej niemal wszystko, przynajmniej tak mi się wydaje. Często mi się żaliła, jednak ja nie byłem taki otwarty. Rano dostałem od niej sms " Nie mogę tak dalej. Nie mogę, rozumiesz? Żyć z nadzieją, że wszystko się ułoży. To trudne, nie czekaj, nawet bardzo trudne... Spróbuję to jednak ciągnąć, głównie dla Ciebie i moich przyjaciół, tak, tych internetowych. Dziękuję za wszystko. :)" Nie przejąłem się nim jakoś specjalnie, ponieważ często mi tak pisała. To było ogromny błąd.
- Pani Morgan, co się stało?! - zapytałem ze łzami w oczach, ale nie bardzo obchodziło mnie to, że zachowuję się jak baba.
- Jenny chciała.... Jenny miała próbę samobójczą  - jej głos załamywał się coraz bardziej z każdym wypowiedzianym przez nią słowem - ale  nie przejmuj się, to na pewno nie z Twojej winy.
- Właśnie, że z mojej! Jen napisała do mnie rano, gdybym zareagował to do niczego by nie doszło!
- O czym Ty mówisz?
- Nie ważne. Najwidoczniej była Pani zbyt zajęta pracą i zbyt zapatrzona w swojego kochanego męża.
Nie miałem ochoty na dalszą konwersację z mamą Jenny więc pobiegłem do szpitalnej łazienki.
- Kurwa. Kurwakurwakurwakurwa. KURWA!  Ona mnie potrzebowała, a mnie przy niej nie było. Taki ze mnie wspaniały przyjaciel! - wpadłem w szał i uderzyłem pięścią w lustro, a ono robiło się z hukiem na tysiące kawałeczków - okej, nie dobrze...
Na moje nieszczęście do toalety wszedł lekarz.
- Co tu się stało? -  zapytał widząc moją zakrwawioną dłoń.
- Na prawdę chce Pan wiedzieć co się stało? - zapytałem przymrużając oczy i nie czekając na jego jakąkolwiek reakcję odpowiedziałem - w wielkim skrócie moja przyjaciółka walczy o życie, a  ja jestem kompletnym dupkiem, bo gdyby nie moja lekkomyślność i głupota to by do tego doszło!
- Dobrze, rozumiem, a teraz się uspokój. Może potrzebujesz zasięgnąć porady psychologa? Jeśli chcesz mogę Cię do niego... - nie mogłem go już słuchać.
- Za kogo Pan mnie do kurwy ma?
- Słucham?
-Za kogo Pan mnie do kurwy ma? - powtórzyłem, tym razem z akcentem na każde słowo. - nie potrzebuję żadnego psychologa! Rozumie Pan?! Potrzebuję całej i zdrowej Jenny! TU I TERAZ! - wykrzyczałem i wyszedłem ze szpitala  z zamiarem pójścia do domu i spędzenia reszty dnia  na  kanapie przed telewizorem owinięty kocem i z miską chipsów.
Zostawiłem rower pod budynkiem nie fatygując się przypinaniem go do tego czegoś, nawet nie wiem jak to się nazywa. Spokojnym krokiem  skierowałem się do wejścia głównego, a potem do recepcji.
- Dzień dobry, mogę się dowiedzieć w której sali znajduję się Jenny Morgan?
- Tak, oczywiście, niech Pan poczeka, tylko sprawdzę... - uśmiechnęła się kobieta w podeszłym wieku -  sala 215, trzecie piętro, jeśli pójdzie Pan w lewo, a potem na wprost to znajdzie się  Pan przy windzie.
- Dziękuję.
Znalazłem się pod salą Jen. Do tego momentu w środku skakałem ze szczęścia, ale teraz czuję strach. Strach przed tym, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
Cóż, zaraz się okażę, co ma być to będzie - pomyślałem i trzęsącą się ręką pociągnąłem za klamkę.

Jenny POV
Chłopak podszedł do mojego łóżka nawet na mnie nie spoglądając i najzwyczajniej w świecie oparł się o nie. Jego oddech był nierówny i szybki, a twarz czerwona, pewnie biegł. Podniósł z szafki kartę pacjenta dokładnie ją lustrując, a potem przeniósł wzrok na maszyny rejestrujące pracę mojego serca i kroplówki.
Luke, proszę spójrz na mnie.
Miałam wrażenie, że gra na czas i  nie ma zamiaru nawiązać ze mną  kontaktu wzrokowego.
Był lekko zgarbiony i dość wysoki. Ubrany był w szarą koszulkę i obcisłe czarne rurki, które i tak nadal były leciutko luźne na jego kościstych nogach.
-  J-ja myślałem, że Cię stracę..- jego niebieskie oczy momentalnie zaszkliły się, a głos załamał.
 Luke usiadł na moim łóżku i złapał mnie za rękę swoją ciepłą dłonią, jednak ja szybką ją zabrałam, chociaż odebrałam to jako przyjacielski gest.
Jego mina wyrażała zdziwienie, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.
- C-coś nie tak?
- Nie,  jest w porządku, tylko potrzebuję trochę czasu - próbowałam się uśmiechnąć, ale nie mogłam, ponieważ pierwszy raz odkąd się poznaliśmy widziałam jak on płakał.
- Oh, rozumiem... Czy te wszystkie wspomnienia... - próbował dobrać pasujące słowo, a kiedy je odnalazł wyglądał na nieźle przestraszonego - przepadły?
- Nie! One z czasem wrócą,  już wracają. Co nie co pamiętałam jak się obudziłam, ale to było nie wiele... Zobaczysz, będzie jak dawniej.  -  uśmiechnęłam się.
- Jak  dawniej... - powtórzył chłopak. Po kilku sekundach otworzył buzię z zamiarem powiedzenia czegoś, ale przerwał mu wchodzący doktor.
- Dzień dobry dziewczęta, o i dzień dobry Luke. - uśmiechnął się lekarz - nie wiem czy ktoś Pana o  tym poinformował, ale nie można siadać na łóżka pacjentów.
Luke się zaczerwienił, a jego mina była bezcenna.
- Przepraszam, nie wiedziałem, zapamiętam to - wymamrotał z lekkim poirytowaniem po czym wstał.
- Mam iść na jakieś badania? Jeśli tak to już się zbieram.. - przyzwyczaiłam się do tego jak dwa - trzy razy na dzień musiałam na nie chodzić
- Nie, przyszedłem tylko sprawdzić jak się czujesz, widzę że jest dobrze? - spytał a raczej stwierdził z uśmiechem na twarzy. Na prawdę go bardzo polubiłam.
- Tak, nawet  mnie już głowa nie boli.
-  Mam dla Ciebie dobre wieści. Już niedługo będziesz mogła wyjść ze szpitala - powiedział ignorując moje wcześniejsze słowa i wyszedł. Zostaliśmy we trójkę w niezręcznej ciszy. 
- To ja może pójdę do toalety - Eve uśmiechnęła się do mnie mrugając.
- Tak pewnie miłego pobytu w toalecie... - powiedziałam sarkastycznie. Dziewczyna podziękowała i wyszła a ja zostałam z Lukiem sam na sam. Może to dziwne, ale byłam trochę skrępowana tym, że patrzy się na mnie.
- Czemu to zrobiłaś? - no tak, przecież wiedziałam że kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać, bo Luke Robert wszystko wiedzący Hemmings musi znać każdy szczegół z Twojego życia a jeśli nie masz po prostu ochoty go o tym informować gra albo na uczuciach albo nerwach i w taki oto sposób wszytko z Ciebie wyciągnie.
- Przecież dobrze wiesz dlaczego.. - nie miałam ochoty o tym gadać. Jeszcze nie teraz.
- Domyślam się, ale to dla mnie za mało. - milczałam - Rozumiem że nie chcesz o tym gadać prawda? - chciałam coś powiedzieć, ale on zaczął mówić dalej nie czekając na odpowiedź - Bo wiesz tego dnia co wysłałaś do mnie tego sms'a zwyczajnie olałem go, wiele razy już tak pisałaś, a ja wtedy nie byłem w humorze, pokłóciłem się z mamą. Nie wiedziałem że tym razem to prawda, ale j-ja nie chciałem by tak było... Wiem nie jestem zbyt dobrym przyjacielem, znaczy staram się jak tylko mogę ale to mnie czasami przerasta... - z każdym słowem jego głos stawał się cichszy.
- Luke! To nie było przez ciebie jasne? - nie mogłam zrozumieć jak on może myśleć że to przez niego. Chłopak wstał i usiadł na łóżku i..
- Ej! Nie można siadać na łóżkach, zapomniałeś? - zaśmiałam się mimo tej całej sytuacji.
- Pieprzyć to. Chodź tu. - wyciągnął ręce i wciągnął mnie na kolana. - Pamiętasz jak kiedyś przyszłaś do mnie cala zapłakana bo Twój ojciec znów tego chciał? - pokręciłam przecząco głową - a ja tak. Pamiętam też, że myślałem, że go zabiję, eh to znaczy chciałem iść na policję, ale Ty mi nie pozwoliłaś - tak.Wziąłem Cię na kolana tak jak teraz i siedzieliśmy oglądając kreskówki o pingwinach. - byłam w szoku. Myślał, że zabije mojego ojca? Zrobił źle, ale nikt nie zasługuje na śmierć tym bardziej z rąk człowieka.
- Jesteś cudowny, mówiłam ci to już kiedyś? - wtuliłam się w niego i czułam się tak idealnie i słodko, mogłabym tak siedzieć już do końca życia. Desperacko potrzebowałam teraz jego.
- Oczywiście że mówiłaś i to nie raz, w końcu to prawda. - odpowiedział pewnym siebie głosem ale mimo to jego policzki lekko się zaczerwieniły.
- Widzę, że skromność to jedna z Twoich zalet. - zaśmiałam się.
- Mam też wiele innych zalet, a tak na serio to dziękuję.
- Ooo! Czy mnie coś ominęło? Człowiek idzie do toalety na 5 minut przychodzi i zastaje dwójkę ludzi wtulających się w siebie jak kochająca się para. - do sali wpadła Eve z wielkim uśmiechem.
- Ehh proszę Cię przestań. Było mi zimno no i wiesz...
- Noo tak przecież wiem. - przerwała mi brunetka i zaczęła śmiesznie ruszać brwiami co oznaczało, że kompletnie mi nie uwierzyła. 

Luke POV
Gdy dziewczyny sprzeczały się o to, która ma racje dostałem sms'a.
Od Mike: Stary potrzebujemy cię tutaj teraz.
Do Mike: Za 30 minut będę.
Od Mike: Nie, za długo. Gdzie jesteś?
Do Mike: U Jenny. Jestem rowerem nie mogę szybciej.
Od Mike: Okej. Za 5 minut przyjadę pod szpital.
- Luke, co ty robisz? - zapytała Jenny z zaciekawioną miną. Zawsze gdy przy niej brałem telefon do ręki to od razu mi go zabierała mówiąc że nie chce mojego uzależnienia i teraz mam spędzać czas z nią. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie, w sumie bardzo mi tego brakowało choć czasami bardzo wkurzało.
- Nic. Muszę już iść, widzimy się jutro?
-Tak. Nie mam zamiaru uciekać ani umierać. - zaśmiała się ale gdy zobaczyła moją minę od razu spoważniała.Od kiedy pamiętam mówiła nieodpowiednie rzeczy w nieodpowiednim czasie.
- Ten żart ci nie wyszedł. Pójdę już.

Szukałem swojego pojazdu, gdy Mike podjechał pod wejście główne. 
- Czego ty szukasz? Rozumu? A zapomniałem, żeby coś zgubić najpierw trzeba to posiadać - on to zawsze wiedział co powiedzieć, ale nigdy nie był zbyt użyteczny. To znaczy był bardzo mądry i zawsze mi doradzał, ale mógłby prędzej zagadać wroga na śmierć niż po prostu go zabić.
- Zamknij się. Nie wiem gdzie jest mój rower.
- Ty to masz zdolność do gubienia rzeczy - zaśmiał się przyjaciel 
- Chyba zajebali mi rower.- powiedziałem z bezradnością w głosie. Kto normalny w biały dzień kradnie rower spod szpitala. Nie był może on wyjątkowo drogi a ja i tak miałem zamiar kupić nowy jednak no to było dziwne. 
- Trudno, wsiadaj. Kupisz sobie nowy. 
- Oh, no dobra - powiedziałem niechętnie wsiadając do auta.
Usłyszałem warkot silnika, a potem ruszyliśmy z piskiem opon.
- Co było, aż takie ważne? - zapytałem, ale nie odpowiedział - Słyszysz mnie? - znowu cisza - Michael'u Gordon'ie Clifford'zie!
 -Dobra słuchaj. Tylko się nie denerwuj. Ja to wszytko odkręcę. - powiedział jedną ręką wykonując ruch jakby chciał się poddać i dając do zrozumienia że on nic nie zrobił.
- Do kurwy Mike, przejdź do rzeczy.- doskonale wiedział że nie jestem osobą z którą można sobie pogrywać i za długo coś zatajać. Wpadam wtedy w szał, nienawidzę tego.
- Greg'owi ukradziono towar. Podejrzewa Ciebie, bo jeden z jego ludzi, a dokładnie Brad, doniósł, że widział Cię jak się tam kręciłeś.- patrzyłem się w przyjaciela i dosłownie nie dowierzałem w to co mówi. Przecież mnie tam nawet nie było od kilku dni a w szczególności wczoraj, siedziałem w domu.
- Co kurwa?- wydarłem się głośniej niż przepuszczałem bo Michael lekko się wystraszył.
- On Ci tego nie odpuści.- uświadomił mi. Przecież on akurat powinien mi wierzyć.
- Do chuja, przecież to nie ja!
- Ja to wiem. Mam złe przeczucie, bardzo złe. Oni wiedzą coś czego nie powinni i mogą to wykorzystać... - w jego głosie można było wyczuć współczucie, mówił cicho jakby bał się to powiedzieć.
- Wysłowiłbyś się. - pośpieszyłem go na co spojrzał na mnie i nerwowo zamrugał, nie lubił jak ktoś go pośpieszał. Wręcz nienawidział tego ale miałem to gdzieś.
- Nie wiedzą kim jest dla Ciebie Jenny, ale wiedzą, że na pewno nie jest Tobie obojętna.
- Co mam do tego Jen? - nie rozumiałem co ona może mieć do tego wszystkiego.
- To, że wychodzi za dwa dni ze szpitala, oni chcą zemsty, a my nie chcemy powtórki. - ta rozmowa zmierzała w bardzo złym dla mnie kierunku, wiedziałem co chce przez to powiedzieć. Że "mam na nią uważać" słyszałem to miliony razy.
- O czym Ty mówisz?
- Już zdążyłeś o niej zapomnieć?  Przecież tyle dla Ciebie znaczyła. - powiedział sarkastycznym tonem. Olśniło mnie, przymknąłem oczy gdy poczułem kłucie w sercu. Nadal tęskniłem nigdy nie przestanę.


- Tu będziesz bezpieczna, czekaj tu na mnie, okej? - wyszeptałem do ucha blondynki. Byliśmy w cieśninie pomiędzy dwoma starymi domami.
- Luke?
- Tak? 
- Obiecaj mi coś. - powiedziała i nachyliła się do mnie bliżej, mogłem teraz poczuć ten cudowny orzeźwiający zapach jakby wiśni i lasu. Uwielbiałem to.
- Zależy co.
- Obiecaj.
- Dobrze, tylko co? - ona zawsze miała dziwne pomysły, nie wiedziałem o co może chodzić.
- Jeśli coś mi się stanie MUSISZ o mnie zapomnieć. - wyszeptała akcentując niektóre słowa. Poczułem się jakby ktoś uderzył mnie z otwartej ręki w twarz. Była odważną i taką dzielną dziewczyną, zawsze chciała pokazać wszystkim że umie być niezależna.
- Nic Ci się nie stanie. - zapewniłem ją, ale bardziej chyba siebie. Moje serce biło szybko i byłem pewny że Chelsea też może je usłyszeć.
- Wierzę Ci, nie zawiedź mnie. - uśmiechnęła się i szybko mnie pocałowała. Starłem z ust jej malinowy błyszczyk i zaśmiałem się.
- Postaram się. - po tych słowach wkroczyłem do akcji. Wyciągnąłem pistolet i rzuciłem się do biegu. Rozejrzałem się dookoła i ostrożnie uchyliłem drzwi. Już miałem celować kiedy nagle okazało się, że jestem sam. Cholera. Jeśli nie ma ich tu, to znaczy, że...
- Chelsea! 
Wszedłem w uliczkę gdzie ją zostawiłem, ale jej tam już nie było wiedziałem że dziewczyna sama by stąd nie odeszła, nie sprawiła by że mógłbym się martwić. Już miałem biec jej szukać, ale na samym końcu ulicy dostrzegłem cień muskularnej sylwetki. To musiał być Greg, od zawsze miałem z nim na pieńku. Skierowałem się w jego stronę, ale on się odwrócił. Przewidział każdy mój ruch.
- No, no, kogo my tu mamy. Sam Lukas Hemmings we własnej osobie długo na Ciebie czekałem. - nawet w słabym świetle mogłem stwierdzić że się uśmiecha, jego szczęka zrobiła się bardziej kanciasta.
- Gdzie ona jest? - wykrzyczałem z pewnością i nadzieją że nie wyczuje lęku w moim głosie.
Greg wyciągnął zza siebie niską blondynkę. Jak mogłem jej nie zauważyć? No tak, ponieważ jest ciemno jak w dupie, a ona nie wydawała żadnych dźwięków. Trzymał ją za włosy, a ja byłem tak zszokowany, że nie mogłem się ruszyć. 
- Puść ją - powiedziałem stanowczo.
- W W11 się bawisz? "Puść ją, puść ją!" - zaśmiał się. Co to W11? Pewnie jeden z tych polskich programów, które ogląda, bo jak sądzi " można się z nich dużo nauczyć, na przykład tego jak sprawić, by śmierć wyglądała jak wypadek, Ty też powinieneś zacząć je oglądać ". Chwilę później uśmiechnął się szerzej, a w ręku trzymał pistolet.
- Gra skończona Hemmings. Pewnie wiesz, że na koniec każdej gry jest zwycięzca, którym jestem ja. Ty przegrałeś.
Usłyszałem huk, a przed moimi oczami zobaczyłem opadające ciało martwej Chelsea. Zawiodłem ją.

- Nie przypiąłeś roweru tym gównem? - Mike jak zawodowo zmienił temat, ale tym razem mu się nie uda.
- On nam grozi, a Ty mi o rowerze gadasz! Iść z Tobą może do lekarza? - to było dla mnie dość dziwne że w większości poważnych sytuacji mogliśmy gadać o swojej głupocie.
- I co mu powiesz? Zresztą nie ważne. Teraz jedziemy do chłopaków obmyślić plan.
- Musimy zrobić wszystko, aby ona była bezpieczna. Nie chcę jej stracić Mike...- do moich oczu napłynęły łzy ale szybko je powstrzymałem, nie mogłem dopuścić by coś jej się stało. Była moim oczkiem w głowie.
- Wiem... Mam pytanie, powiedziałeś jej prawdę? - nie odpowiedziałem, więc kontynuował - zwariowałeś?! Okłamujesz ją odkąd się poznaliście! Ile to będzie? Prawie trzy lata? Ile w tym tkwisz? Prawie cztery.
- Nie mogę jej powiedzieć! Ona mnie zabije, wskrzesi, zabije i wskrzesi, by jeszcze raz mnie zabić! Nie chcę jej w to wplątywać, nie chce robić jej z życia piekła. Przecież sam wiesz jak to jest, przerabialiśmy to już. - bałem się. Okropnie się bałem jej powiedzieć ale jeszcze bardziej bałem się tego że już zawsze będzie obracała się za siebie z myślą że ktoś ją śledzi lub chce zabić.
- Czy Ty siebie słyszysz? Jak myślisz jak zareaguje na to, że zostanie porwana przez jakiegoś psychola? Tak chociaż będzie uważała. - miał sporo racji ale nie wiedział że to wszystko jest bardziej skomplikowane.
- Nikt jej nic nie zrobi, nie pozwolę na to, a wy mi w tym pomożecie, prawda?
- Oczywiście, przecież przyjaciół się nie zostawia.
- Dziękuję...
Dalszą drogę przejechaliśmy w milczeniu, w sumie to dobrze nie miałem ochoty na rozmowę. Właśnie się dowiedziałem, że odzyskałem Jen, a teraz mogę ją znowu stracić, tyle że nieodwracalnie. Nie mogę mu na to pozwolić, nie mogę pozwolić na to by znów wygrał. By zabrał mi Jenny.
____________________________
Na początku chciałam przeprosić, że rozdziały nie są dodawane systematycznie, ale mogę obiecać, że od przyszłego rozdziału to się zmieni. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, bo to one motywują do dalszej pracy, nawet te negatywne, bo one mówią co trzeba zmienić, aby lepiej się Wam czytało. Przepraszam za wszystkie błędy. Rozdział nie wyszedł do końca tak jak chciałyśmy, ale najgorszy też chyba nie jest. Zresztą ocena należy do was! :) ~ Ola

Ja wiem że rozdział jest dodany po długiej przerwie i chce od razu przeprosić za to. Szczerze to nie myślałam że tak trudno będzie pisać ff w dwie osoby. Każda z nas ma inny styl pisania i inną wizje co stwarza problemy. No nic, mam nadzieję że podoba wam się wygląd bloga. Do następnego rozdziału xx - Julka 

Jeśli przeczytałeś/łaś prosimy Cię, abyś zostawił/ła najmniejszy, choćby negatywny komentarz :)